- Słucham?

  • Ernestyna

- Słucham?

22 May 2022 by Ernestyna

- Malinda? Tu Jack. Muszę cię prosić o pomoc. Utknąłem na lotnisku w Chicago. Jest burza śnieżna i samoloty nie latają, a Mały Jack mówi, że pani 0'Grady właśnie opuściła statek. - O co chodzi? - zapytała Malinda, spodziewając się najgorszego. - Czy możesz zostać z chłopcami, dopóki nie wrócę? Malinda na szczęście nie zapomniała, co mówiła jej gospodyni. - Może zadzwonić do kogoś, żeby przyszedł? Do babci albo cioci? - Nie mamy nikogo. Zatrudniono ją, by uczyła manier, a nie opiekowała się dziećmi. Malinda wcale nie miała zamiaru quiz z wiedzy ogólnej odgrywać Mary Poppins przed tymi czterema rozpuszczonymi chłopakami. To nie należało do jej obowiązków... Musi się znaleźć jakieś inne rozwiązanie. Wściekła rozejrzała się dookoła i napotkała wrogie spojrzenie Małego Jacka. Odwróciła się i oto miała JEDNA DLA PIĘCIU 25 przed sobą dwulatka. Z kciukiem w buzi, wciąż tuląc Kalkulator składek ZUS - Fundusz emerytalny - Kalkulatory na INFOR.pl kocyk, patrzył na nią największymi i najsmutniejszymi brązowymi oczami, jakie w życiu widziała. Serce stopniało jej błyskawicznie. Znała to uczucie. Tak zawsze się czuła, kiedy spotkała bezdomnego kota albo psa. To przez tę słabość sprowadzała do domu niezliczoną menażerię. Jak mogła odejść i zostawić te maluchy bez opieki? Zapomniała o wysmarowanej bananem słuchawce, pokonana przymknęła oczy i zapytała cicho: - O której mniej więcej wrócisz? - Przed ósmą rano. Przyrzekam. Malinda stała w sypialni tak pospiesznie opuszczonej przez panią O'Grady i patrzyła na prążki na gołym materacu. Była wykończona. Nawet nie pomyślała o szukaniu pościeli i posłaniu łóżka. Oczy ją piekły, nie czuła stóp i podejrzewała, że w żołądku zaczyna jej się robić wrzód. A to wszystko przez czterech małych chłopców. Cztery potwory, mówiąc dokładnie. Nagle przypomniała sobie mokry uścisk, jakim po kąpieli obdarzył ją najmłodszy. No, dobrze. Trzy potwory. Patryk jest słodziutki. Ale jego bracia to istne diabły. Minione pięć godzin biedronka losowanie mieszkania spędziła w piekle i już nigdy nie da się na coś takiego namówić. Kolacja okazała się klapą, kąpiel ogólną bijatyką, kładzenie spać naraziłoby na szwank cierpliwość świętego. Spojrzała na stojący przy łóżku budzik. Dwunasta trzydzieści. Nigdy się tak późno nie kładła. Czy zjawi się jakiś dobry duszek i pościele łóżko? Nie, Malinda już dawno przestała wierzyć w bajki. 26 JEDNA DLA PIĘCIU Sprawdziwszy jeszcze raz, czy chłopcy śpią spokojnie,

Posted in: Bez kategorii Tagged: anna lewandowska wzrost, na którym palcu nosić pierścionek, anna lewandowska wzrost,

Najczęściej czytane:

- Proszę mnie zabrać do Henry'ego.

- A nie chce pani najpierw odświeżyć się po podróży? Spiorunowała go wzrokiem. - Sądzi pan, że będzie miało dla niego znaczenie, jak wyglądam? Że oceni mnie po zakurzonym ubraniu? ... [Read more...]

Podniósł się również.

Nigdy w życiu nie spotkał podobnej kobiety. Stała przed nim drobna, bosa, w spranych do granic możliwości dżin¬sach i bawełnianej koszulce, bez śladu makijażu, a przecież imponująca w swoim zdecydowaniu, nieugiętości i sile. Jego wzrok powędrował ku jej wspaniałym włosom. Miał ochotę ich dotknąć. - Na tym chyba zakończymy, książę. Po prostu czasem nie ma dobrego wyjścia. ... [Read more...]

zakres stosowania GDPR

e zmieniły jej opinii. Być może tkwiło w nich ziarno prawdy, ale widziała wyraz twarzy Chrisa i nie było to zaniepokojone oblicze kogoś, kto patrzy, jak tłum znęca się nad jego przyjacielem. - Gdyby to on był na twoim miejscu, czy cokolwiek powstrzymałoby cię, by mu pomóc? - spytała. - Nie wiem. - Wiesz doskonale. Trzy lata temu w Razorbacku dołączyłeś do niego i Danny'ego podczas bójki. - Co z perspektywy czasu było nieodpowiedzialne. Poza tym, nie walczyliśmy z tłumem, tylko z Klapsem Watkinsem. Na wspomnienie tego nazwiska Sayre poczuła gęsią skórkę na przedramionach. Potarła je dłońmi. - Przepraszam - powiedział Beck. - Nie powinienem ci o nim przypominać. - Nie szkodzi. - Pewnie go nie złapali, gdy spałem? - Nic o tym nie wiem. - Zauważyła, jak gładko zmienił temat, żeby nie rozmawiać więcej o Chrisie. Przystała na to. - Policja ma obecnie pełne ręce roboty z zamieszkami przed fabryką. - Skontaktowałaś się z Nielsonem? - Rozmawiałam z jego recepcjonistką. Podziękowała mi za telefon. Słyszeli, co ci się przytrafiło dziś rano. Powiedziała, że bardzo im przykro z tego powodu i że to nie w stylu Nielsena. Pytała, jak sobie radzisz. - Może ten facet użali się nade mną i wreszcie się ze mną spotka. - Może, ale... - Aha. Jest jakieś „ale". Sayre wzięła czekoladkę. - Nielson to kwestia dyskusyjna, Beck. Niepewna, jak odbierze wiadomości, przekazała mu je najdelikatniej, jak potrafiła: - Dziś rano OSHA zamknęła Hoyle Enterprises - opowiedziała mu to, co usłyszała w wiadomościach i później od Huffa. - Rzecznik prasowy agencji zasugerował, że poza karami, prawdopodobnie rzędu milionów dolarów, Departament Sprawiedliwości chce przeprowadzić swoje własne śledztwo. Firma może zostać postawiona w stan oskarżenia. - Muszę tam jechać. - Beck próbował się podnieść, ale Sayre położyła dłoń na jego ramieniu i przytrzymała go na kanapie. - Huff nie chce, żebyś się tam pojawiał. - Nie chce? - Zadzwoniłam do niego po dzienniku. Był tak wkurzony, że z trudnością można go było zrozumieć. Podkreślił jednak jedną, a właściwie dwie rzeczy. Powiedział, że masz zostać w domu, dopóki wszystko się nie uspokoi. - Dlaczego? Spuściła wzrok, spoglądając na sreberko od czekoladki, które zwijała w kulkę. - Powiedział, że możesz teraz bardziej zaszkodzić niż, pomóc. Że wiesz za dużo i... cytuję, byłoby najlepiej, gdybyś pozostał niedysponowany z powodu niedawnych obrażeń i dlatego niezdolny odpowiedzieć na pytania zadawane ci przez tych wścibskich skurwysynów. Beck zamilkł na długą chwilę, zastanawiając się nad tym, co usłyszał. - Huff ma rację, Sayre - powiedział wreszcie. - Miałbym do wyboru albo obciążyć mojego ...

pracodawcę, albo wykręcić się od odpowiedzi przed federalnymi, zarazem obarczając winą siebie. Nie odpowiedziała, chociaż rozczarowało ją wyznanie Becka. - Co to za druga sprawa, o której Huff mówił z naciskiem? - Huff powiedział, że powinnam się wstydzić za pikietowanie przeciwko własnej rodzinie. Był przekonany, że cieszę się z zamknięcia fabryki. - A cieszysz się? - Beck poczęstował się kolejną czekoladką. - Nie. To dobrze, że Huff został zmuszony do wprowadzenia ulepszeń. To było konieczne, nieważne, czy naciskał go rząd, Nielson i związki zawodowe, czy ja. Obecna sytuacja musi się zmienić. - Uśmiechnęła się smutno. - Szkoda tylko, że nie udało się tego osiągnąć bez ofiar. Jestem odpowiedzialna za atak na Clarka i, pośrednio, również na ciebie. Nie chciałam słuchać twoich ostrzeżeń i obaj przez to ucierpieliście. - Nie jestem pewien, czy poważne zmiany mogą zostać wprowadzone bez uprzedniego konfliktu, Sayre. Postęp zazwyczaj ma swoją cenę. Niekoniecznie chodzi o uszkodzenia fizyczne, ale zawsze jest to jakiś rodzaj konfliktu. - Ale ty ucierpiałeś. Nadal cię boli? Na jego piersi, tuż pod sercem widniał siniak wielkości dłoni, widoczny nawet w panującym półmroku. Sayre wyciągnęła dłoń i dotknęła stłuczenia koniuszkami palców. Chciała jedynie sprawdzić stan obrażenia, ale poczuła, że nie chce stracić kontaktu z ciepłą skórą Becka, w tym miejscu gładką, chociaż reszta klatki piersiowej i brzuch Becka były pokryte jasnobrązowymi włosami. Palce Sayre, ledwie dotykając ciała, powędrowały do podobnego sińca na żebrach, po prawej stronie. Poniżej dostrzegła kolejny, na biodrze, częściowo zasłonięty przez ręcznik owinięty wokół talii. Dotknęła go lekko, a potem powróciła do pierwszego stłuczenia, na lewej piersi. Przesunęła po nim dłonią, przyglądając się swoim palcom. Potem, pod wpływem impulsu pochyliła się i zastąpiła dłoń wargami. Pocałowała siniec kilka razy, delikatnie, niemal niewyczuwalnie. Przekrzywiła głowę i musnęła ustami drugi siniak, a później, przesuwając lekko policzkiem po jego skórze, zjechała w dół i ucałowała siniak na biodrze. Raz. Następnie, odsuwając ręcznik, dotknęła go ustami po raz drugi, lżej niż muśnięcie powietrza. Beck zamruczał. Chwycił jej głowę w dłonie i przyciągnął do siebie. Przyjrzał się jej twarzy, badając każdy szczegół. Zanurzył palce we włosy, unosząc je, a potem pozwalając opaść na miejsce. Wymówił jej imię chrapliwym szeptem. Jedno uderzenie serca później Sayre poczuła jego wargi na swoich ustach. Ostrożnie, żeby nie urazić rozciętego policzka Becka, objęła dłońmi jego twarz i poddała się pocałunkowi. Namiętność była tak wybuchowa i tak dobrze dobrana, że niemal zmuszała do rywalizacji. Zatopili się oboje w pocałunku, a im dłużej smakowali siebie, tym bardziej się pragnęli. Beck podniósł Sayre i posadził okrakiem na kolanach. Przysunął ją, tak że poczuła między nogami jego męskość. Był twardy, zadziwiająco gotowy. Sayre oderwała się od pocałunku i spojrzała na niego zaskoczona. - Mój sen - powiedział bez tchu. - Kochałem się z tobą. Teraz nie śnię. - To może boleć. - Już boli - mówiąc to, przyciągnął ją do siebie i pocałował jeszcze mocniej i głębiej, choć wydawało się to prawie niemożliwe. Rozłączyli się jedynie po to, by Beck ściągnął jej bluzkę przez głowę. Sięgając za plecy, rozpiął stanik i zdjął go, a potem przytulił głowę do jej piersi, żeby odzyskać oddech. Sayre otoczyła jego głowę ramionami i przytuliła policzek do włosów, wciąż wilgotnych po kąpieli. Odurzył ją zapach skóry i mydła, którego użył, oraz posmak czekolady w oddechu. Poruszyła biodrami, ocierając się o niego. - O Boże, tak, jeszcze - jęknął. Posłuchała go. Kiedy poczuła jego język na sutku, pomyślała, że roztopi się z rozkoszy. Zachęcony jej mimowolnymi westchnięciami, pocałował jej pierś delikatnie, a potem wessał koniuszek do ust, przyciskając brodawkę językiem do podniebienia. Rozpiął jej spodnie i wsunął dłonie, uciskając jej pośladki, nacierając, eksplorując. Całe ciało Sayre przeszywały dreszcze, skupiające się w jej intymnym miejscu i sprawiające, że pragnęła, aby ją tam dotknął. - Beck, pozwól mi... - Zsunęła się z jego kolan i zaczęła się rozbierać. Gdy została tylko w figach, zawahała się, ogarnięta nagłą i niespodziewaną wstydliwością. Spojrzał na nią błagalnie. - Nie dręcz mnie - powiedział. Sayre ściągnęła majtki i odwinęła ręcznik z bioder Becka. Jego męskość była wzwiedziona i piękna. Ogarnęło ją pragnienie, by poczuć go głęboko w swoim ciele. Przesunął dłonią po kępce rudych włosów na jej łonie, a potem chwycił ją za talię i przyciągnął do siebie. Klękając nad nim na kanapie, rozsunęła uda. Beck przytulił twarz do ulegle miękkiego brzucha i pocałował go, schodząc niżej i niżej, aż rozpłynęła się na jego wargach i języku, drżąc z pożądania i pragnąc, aby znalazł się w niej. Powiedziała mu to. Z powodu obrażeń, jakich doznał, zbliżenie nie było gwałtowne... i tym lepiej. Sayre dosiadała go powoli, centymetr po centymetrze, smakując każdą chwilę, która przynosiła nowe, cudowne, fascynujące odczucia. Jeśli Beck był niecierpliwy, nie okazał tego, chyba jemu również spodobał się jej pełen samozadowolenia brak pośpiechu. Gdy już się wydawało, że nie mogą być bardziej połączeni, chwycił jej biodra w kołyskę swych dłoni i przytrzymał, poruszając się w górę i sprawiając, że krzyknęła cicho z nagłej rozkoszy. Ich ruchy były delikatne i powolne, lecz tak intensywne, że wstrzymywali oddech, gwałtownie łapiąc powietrze tylko wtedy, kiedy przypominali sobie, że muszą oddychać. Palce Becka wbijały się w jej biodra, przytrzymując ją blisko, ale jej ręce też nie pozostawały bezczynne. Dotykała jego ramion i barków, głaskała głowę, kark i pierś. Wyginając się do tyłu, sięgnęła za siebie i pogładziła go po udach, pieszcząc ich wewnętrzną część. Beck jęknął z niewysłowionej rozkoszy. Kiedy doszedł, otoczył ją ramionami i przytulił rozpalony policzek do piersi. Wargi dotknęły jej pobudzonego sutka. Nie zrozumiała słów, które wyszeptał, jednak wypowiedział je tak seksownym tonem, że wyzwolił jej orgazm. Nieco później leżeli w łóżku, twarzą w twarz. - Co powiedziałeś? - spytała Sayre. - Kiedy? W odpowiedzi uniosła brwi i spojrzała na niego znacząco. - Ach. Ciąg brzydkich słów, jak sądzę. - Bardzo erotyczne - mruknęła, trącając jego męskość kolanem. - W takim razie następnym razem powiem je głośniej. Poczuł, jak jego sutki twardnieją pod dotykiem jej palców. Ku jego rozkoszy, otoczyła jeden z nich wargami i zaczęła delikatnie drażnić koniuszkiem języka. Odsuwając się na kilka milimetrów, wymruczała: - Wiedziałeś, że od początku tego chciałam, prawda? Odzyskanie głosu zajęło mu dłuższą chwilę. - Tak przypuszczałem - odparł wreszcie. - Wiedziałeś od pierwszego spotkania? - Od naszej rozmowy przy pianinie. Spojrzała na niego. - Wtedy, przy pianinie, myślałam, że jesteś najbardziej aroganckim skurwysynem, jakiego miałam nieszczęście poznać. - Przesunęła palcem w dół po jego brodzie. - A przy okazji, jednym z najatrakcyjniejszych. - Ja zaś zastanawiałem się, jak się powstrzymać, żeby nie dotknąć cię po to, by sprawdzić, że naprawdę istniejesz. Wydałaś mi się najbardziej seksowną kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem. A przy okazji, najbardziej przemądrzałą. Zaśmiała się lekko. - Tak bardzo chciałam cię nienawidzić - powiedziała. Nagle spoważniała. - Chciałabym cię nienawidzić teraz. - Chcesz tego z powodu brudnej roboty, jaką wykonuję dla Huffa. - Tak. - Podziwiam twoją prawość. - Czyżby, Beck? - Tak. Czy moglibyśmy jednak porzucić na chwilę twoją prawość i mój jej brak? - wyszeptał. - Przynajmniej do rana. - Chcesz, żebym została? Przytulił ją mocniej. - Tylko spróbuj odejść. Pocałowali się długo i bez pośpiechu. Jego ręce powędrowały od jej piersi w kierunku miękkiej, wilgotnej tajemnicy jej płci, a potem znów w górę, ku piersi i nabrzmiałej brodawce. Od pierwszego spotkania z Sayre setki razy wyobrażał sobie, jak leżą obok siebie, nadzy. Rzeczywi-stość jednak przechodziła jego najśmielsze wyobrażenia. Teraz, kiedy w końcu byli razem, Beck nie mógł się nasycić jej dotykiem. Kiedy przestali się całować, objął wzrokiem jej ciało. - Jesteś piękna, Sayre. - Dziękuję. - Bez skazy. Ten komentarz sprawił, że senny uśmiech stopniowo zniknął z jej twarzy. Poczuł, jak Sayre wycofuje się w głąb siebie, jeszcze zanim usiadła i przyciągnęła kolana do piersi, opierając na nich brodę. - Mam skazę, Beck. Lepiej by było dla ciebie, gdybyś nigdy mnie nie poznał. - To nieprawda. - To prawda, Beck. Pozostawiam za sobą zniszczenie My, Hoyle'owie, jesteśmy z tego znani. To nasza specjalność. Łamiemy ludziom serca i życia, nieodwracalnie. Położył dłoń na jej plecach. Skóra Sayre była niewiarygodnie gładka i blada w porównaniu z jego ciałem. Jej biodra odcinały się łagodnym łukiem od wąskiej talii. Nad pośladkami widniały dwa symetryczne płytkie dołeczki. Ta kobieca cecha sprawiła, że jego serce wypełniło dziwne pragnienie, jakiego nie czuł nigdy przedtem. Wiele razy odczuwał fizyczne pożądanie, nigdy jednak nie doświadczył pragnienia, aby całkowicie posiąść ciało kobiety, poznać jego pełnię. - Co zniszczyłaś, Sayre? - Poślubiłam dwóch mężczyzn, których nie kochałam. Wydawałam ich pieniądze, dzieliłam z nimi łoże, lecz ledwo pamiętam, jak wyglądali. - Spojrzała na niego, sprawdzając reakcję, ale twarz Becka pozostała spokojna. Chciał, żeby opowiedziała mu o tamtych czasach. Pragnął poznać wszystkie brudne szczegóły jej tamtego życia. - Zniszczyłam ich. - Patrzyła przed siebie. Mówiła z wyraźnym trudem. - Celowo i dla własnych egoistycznych celów. Nie miałam nic przeciwko nim, ale wykorzystałam ich bezlitośnie. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:

Alkotest on-line
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 www.grafika.suwalki.pl

WordPress Theme by ThemeTaste