gdy jest się tylko maleńkim pyłkiem w ogromie wszechświata. Pozwoliłaby się Danny’emu
wygadać. Wyrzucić z siebie wszystko. Pogawędziliby jak buntownik z buntownikiem. Może ona powiedziałaby mu o sprawach, których nikomu jeszcze nie zwierzyła. Siedzieliby na werandzie wśród drzew, czując na twarzach czyste górskie powietrze. Może uratowałaby Danny’ego O’Grady. Ale nie zrobiła tego. Widziała chłopca ledwie dwa tygodnie przed strzelaniną. Wydawało jej się, że jest blady, nerwowy i oschły wobec ojca. A jednak zignorowała jego stan. Tak jak wszyscy sądziła, że to tylko kolejny etap dojrzewania. Kłopoty prześladowały dzieci ze złych rodzin, a nie miłych, zwykłych chłopców. I ona, pokrewna dusza, zawiodła Danny’ego. Nie wiedziała jeszcze, jak jej się uda z tym żyć. Quincy pochylał się nad laptopem w swoim ciasnym pokoju hotelowym, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Pracował od dwóch godzin, szukając śladów człowieka posługującego się pseudonimem No Lava. Mącił mu się już ze zmęczenia wzrok, drętwiały plecy. Za każdym razem, gdy zmieniał pozycję na wygodniejszą, chybotliwe biurko groziło zawaleniem. Pół godziny temu zaczął w desperacji wciskać pod nierówne nogi mebla fotografie z miejsc przestępstw. Nie chciał nawet myśleć, o czym to świadczy. Pukanie powtórzyło się. Quincy odsunął krzesło, potarł kark i zerknął do lustra. Biała koszula, wyprasowana dziś rano, teraz była już nieświeża i pomiętą. Krawat leżał gdzieś na podłodze. Na policzkach czerniał wieczorny zarost, a ciemne potargane włosy sterczały na wszystkie strony. Ten niedbały styl dobrze służył Quincy’emu przed czterdziestką, kiedy nadawał mu seksowny, Jak złożyć wypowiedzenie? mroczny wygląd. Tak było jeszcze parę lat temu. Teraz kojarzył się po prostu ze zmęczeniem. Są okresy w życiu człowieka, kiedy wygląda się lepiej, a są takie, kiedy aż strach patrzeć w lustro, pomyślał. Niech to diabli. Wyjrzał przez wizjer. Nie zdziwił go widok Rainie. Otworzył drzwi i przez chwilę się sobie przyglądali. Rainie przebrała się w wytarte dżinsy i luźny, ciemnozielony golf. Kasztanowe włosy były rozpuszczone i świeżo uczesane. W światłach hotelowego neonu lśniły złotem i czerwienią. Nie miała makijażu, co bardzo podobało się Quincy’emu. Jasna skóra, świeża i naturalna. Żadnej bariery między jego ręką, a jej policzkiem, jego wargami a kącikiem jej ust. Tego popołudnia dowiedział się o Lorraine Conner rzeczy, które go zaskoczyły. Zaczynał rozumieć, że jej przeszłość kryje zapewne znacznie więcej, niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Może nic, a może jednak coś. Wątpił, czy już teraz Rainie wyjawi mu wszystko i zastanawiał się, czym grozi poznanie całej prawdy, gdy będzie za późno dla nich obojga. Powinien uważać. Był bystrym, logicznie myślącym człowiekiem, który lepiej od innych znał ciemne strony ludzkiej natury. Ale tym razem ostrzeżenia rozsądku nie skutkowały. Była tutaj, w jego pokoju hotelowym i Quincy nie potrafił powstrzymać radosnego uśmiechu. – Hej – powiedziała po chwili. – Dobry wieczór, Rainie. – Pracujesz? – Już kończę. – Naprawdę? – Wsunęła ręce do tylnych kieszeni spodni i wbiła wzrok w chodnik. Czuła się najwyraźniej zażenowana i to go wzruszyło. – Miałem właśnie zamówić chińszczyznę – powiedział uprzejmie. – Masz ochotę? quiz z wiedzy ogólnej – Nie jestem specjalnie głodna. – Ja też nie, ale możemy razem poudawać. Weszła. Zaczął sprzątać z łóżka papiery. Pokój był tak mały, że tylko tam można było usiąść. Kiedy wciskał szare teczki do czarnej skórzanej torby, w której woził też komputer, Rainie wpatrywała się w ekran laptopa. – Szukasz No Lavy? – zapytała. – Tak. Większość dostawców Internetu prowadzi rejestry użytkowników, do których wpisuje się pseudonim i podstawowe informacje o sobie. Mnóstwo ludzi podaje te dane, więc pomyślałem, że sprawdzę. Niestety, nie mamy aż tyle szczęścia. Następny krok to zdobycie nakazu i bezpośredni kontakt z serwisami.