– Wiem o tym. No cóż, powinnaś już iść, bo gdy twoja mama
obudzi się i zobaczy, że cię nie ma, to zacznie się martwić. Sebastian wsunął się głębiej pod gałęzie. Deski werandy zaskrzypiały. – Już nie mogę się doczekać, kiedy dziadek przyjedzie – mówiła Madison. – Będzie świetnie. Żadna z moich koleżanek nie wierzy, że mój dziadek jest senatorem. – Twoi przyjaciele w Waszyngtonie chyba w to wierzyli? – Ale tutejsi nie. Madison zeszła na drogę po przeciwnej stronie domu od Sebastiana. – Zajrzyj do mnie jeszcze! – zawołała kobieta z werandy. – Mam nadzieję, że nie zdradzisz nikomu naszej tajemnicy? – Jasne, że nie! – odkrzyknęła dziewczyna. Sebastian nie lubił tajemnic. Czym innym była własna dyskrecja, a czym innym proszenie kogoś innego o ukrywanie czegoś przed najbliższymi, szczególnie gdy chodziło o piętnastolatkę. Gdy dorosły prosił dziecko o milczenie i nie chodziło przy tym o prezenty na Boże Narodzenie lub na urodziny, był to nieomylny znak, że coś jest nie w porządku. Był ciekaw, kim jest kobieta na werandzie, ale w tej chwili przede wszystkim musiał dopilnować, by Madison bezpiecznie wróciła do domu. Wszedł między drzewa, starając się poruszać jak najciszej, i wyszedł znów na ścieżkę dopiero na skraju łąki. Znajdował się o kilka metrów za Madison. Gdy chrząknął, drgnęła i obróciła głowę. – Szedłeś za mną? – zawołała ze złością. – Tak. Gdy dzieciak wymyka się z domu o świcie, należy sprawdzić, dokąd się wybiera. Dziewczyna wyglądała tak, jakby chciała się na niego rzucić z pięściami. Gdyby teraz się rozwrzeszczała, kobieta w wynajętym domu musiałaby ją usłyszeć. Sebastian westchnął. – Tylko mi tu nie krzycz, bo nic ci z tego nie przyjdzie. – A co, przywiążesz mnie do drzewa? – warknęła zaczepnie. – To niezła myśl. – Moja mama... – Twoja mama chętnie by cię wrzuciła do mrowiska. Dziewczyna zamknęła usta. – Kim jest ta kobieta? – zapytał Sebastian. Madison nie odpowiedziała. – Dobrze, w takim razie pójdę tam, zapukam do drzwi i sam ją o to zapytam. – Nie! Miałaby przez to kłopoty! – Tak ci powiedziała? Madison najwyraźniej nie podobał się ton jego głosu. – Sama wiem – mruknęła i ruszyła ścieżką, nie oglądając się na niego. Sebastian jednak czuł się już dobrze i wiedział, że dziewczyna nie jest w stanie go prześcignąć. Pomyślał o swoim hamaku w Wyomingu, o psach i koniach. Mógłby zagrać w pokera z robotnikami. Pięć kart, cygaro i parę zgrzewek piwa. Co on tu właściwie robi? – Ta kobieta pracuje dla twojego dziadka – powiedział do pleców Madison. W dalszym ciągu milczała. Sebastian zrównał się z nią z łatwością. – Mogę do niego zadzwonić i zapytać.